wtorek, 20 stycznia 2015

Prolog

Porozrzucane, puste butelki. Śmiechy w całym domu i ten smród. Nienawidziłam tego miejsca, nienawidziłam ich wszystkich. Byli dla mnie nikim…od zawsze. I nigdy się to nie zmieni, nawet nie ma takiej mowy. Oni są bezwartościowi, a ja zaraz będę wolna. Stanie się tak, prawda? Ona mi obiecała. Mówiła, że któregoś dnia po mnie przyjdzie i mnie wesprze. Zabierze mnie z tego ohydnego miejsca i będzie lepiej. Zostanę u niej i zacznę wszystko od nowa. Tak jakbym się miała na nowo urodzić. W innym miejscu, z innymi ludźmi. Chciałam tego, najbardziej na świecie. Tutaj mnie nic nie trzymało, a tam byłabym w końcu kimś. Nie szkolnym popychadłem i dzieckiem z biednej rodziny. Miałabym przyjaciół i dom w którym nikt mnie nie lekceważy.
Jest jeszcze on, nieznany mi jak dotąd. Chciałabym go zobaczyć, powiedzieć mu, aby mnie zabrał. Jednak to jest nie możliwe, przecież nawet nie wiem kim jest. Czy on wie o moim istnieniu? Czy ten mężczyzna, zwany moim ojcem wie że ma córkę? Jestem przekonana, że nie. Już dawno by mnie od niej zabrał. A co jeśli się mnie wstydzi? Wie o mnie i nie chce mieć ze mną nic do czynienia? Myślę nad tym już tysięczny raz i dalej nie znam odpowiedzi. Chociaż chciałabym ją znać. Byłoby o wiele prościej.
Otarłam kolejną łzę. Miałaś nie płakać.
-
Tak…więcej tego nie zrobię – Odpowiedziałam samej sobie.
Muszę być silna i udowodnić samej sobie, że nie jestem tchórzem. Nie jestem tą osobą za jaką mnie mają. Nie jestem taka. Mylą się, a ja im to udowodnię. Tylko potrzebuje pomocy. Ona musi po mnie przyjść.
Przykryłam się niebieskim kocem i oparłam o ścianę. Miałam na sobie krótkie ubranie…głupia. Było zimno, ale powoli się do tego przyzwyczajałam. W końcu szła zima, której tak nienawidziłam. To była najgorsza pora roku, bo zamarzałam. Na dworze panował straszny ziąb, a w tym miejscu było jeszcze gorzej.
Oni bawili się moim kosztem, wiedziałam o tym. Spali i pili, spali, a potem znowu pili. Tak w kółko, a przy tym nawet mnie nie zauważali. Może i byłam cicho, ale to tylko dlatego, że się jego boję. Nienawidzi mnie, może jeszcze bardziej niż ja jego. Wyrzuciłby mnie stamtąd, ale w końcu czerpie ze mnie wielkie korzyści. Pieniądze, a jakżeby inaczej.
Ciocia powiedziała, że jestem mądra jak na swój wiek i wszystko dobrze rozumiem. To było dziewięć miesięcy temu, od tamtego czasu tylko do mnie pisze. Tęsknię za nią, jest naprawdę życzliwą, ciepłą osobą. Pamiętam jak dostałam od niej na gwiazdkę torbę z drobiazgami i jeszcze kilka banknotów. Kiedy moja matka była trzeźwa, cieszyła się razem ze mną…było to nawet miłe. Nie starała się mnie dobić, ale wtedy wrócił on. Zabrał wszystko, po za tym niebieskim kocem. Płakałam, jak dziecko. W końcu miałam do tego prawo. Miałam może siedem lat.
Drzwi do domu trzasnęły. Skuliłam się jeszcze bardziej mając nadzieje, że mnie nie zauważy. Zawsze to robiłam, ale potem i tak obrywałam za swoje. Na początku moja matka reagowała, ale z biegiem czasu traciła zdrowy rozsądek. Po prostu wychodziła i piła. Oboje nie mieli umiaru, oboje byli niczym i oboje nawet trochę mnie nie kochali.
Moje małe serduszko było przerażone, wiedziałam co się stanie. Mimo tego, dalej tutaj tak jakby na niego czekałam. Nie krzyczałam i nie starałam się uciekać. Byłam do tego wszystkiego przyzwyczajona. Źle robiłam, ale nie wiedziałam co innego mi pozostało. Raczej nic…
W jednej chwili stanął nade mną. Patrzył się na mnie jak na potwora, a jego złość była odczuwalna na kilometr. W jednym rękę trzymał pustą butelkę, zaś drugą podniósł mnie do pozycji stojącej. Koc pozostał na ziemi, a ja stałam przed nim cała przestraszona. Złapał mnie za podbródek i zaczął nim przekręcać. Brzydził się mną, wiedziałam to. Splunął prosto na moją twarz, a ja nawet nie zareagowałam. Robił to codziennie, przygotowując mnie na najgorsze. Jednak tym razem nie wiedziałam, że to się skończy tak źle. Odsunął się ode mnie na spora odległość, kazał się nie ruszać…a ja głupia to zrobiłam. Wziął rozmach i rzucił we mnie butelką. Po raz pierwszy od wieków piszczałam. Darłam się jak głupia…piekło. Spojrzałam w dół, a bok mojego brzucha krwawił. Nigdy nie widziałam takiej ilości krwi…nigdy. 
~~~~
Jeśli ktoś lubi czytać na wattpadzie ---> Critical-Past

5 komentarzy:

  1. jesus christ, co za patologia, biedna dziewczyna :(
    Jeszcze nie mogę powiedzieć, że opowiadanie mi się podoba, wiadomo, to dopiero prolog, ale czekam na pierwszy rozdział :) Powodzenia
    @letmemurder

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku umarłam x.x
    Jest taki wspaniały ! Chcę kolejny !
    #CPpl

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak moglaś, ja się pytam?! Tak skończyć? Ja chcę się dowiedzieć jak bardzo krzywda jej się stała i co będzie dalej. Pisz szybciutko, co? Proszę. :D
    A tak poza tymm to sttasznie mi się podoba. Rzadko mam tak, że już po samym prologu czuję taki niedosyt i chcę więcej a Tobie się udało, tak więc gratulacje Słońce, właśnie zyskałaś nieznośnego czytelnika, który wiecznie będzie chciał więcej i więcej. ;p
    @Arsenals_Girl

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałam cię do Liebster Award! Więcej informacji: http://angels-to-fly-fanfiction.blogspot.com/2015/01/liebster-award-ii_20.html xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest świetne *.* Nie mg się doczekać 1 rozdziału *..*

    OdpowiedzUsuń