sobota, 2 kwietnia 2016

Rozdział 26

Zoe's POV
W drodze do domu myślałam tylko o gorącym prysznicu, który pomoże mi się odprężyć. Jednak po przekroczeniu progu, wszystko odeszło w niepamięć. Znalazłam się w dziwnym położeniu, którego nie do końca rozumiałam. W salonie siedział wujek, który popijał herbatkę razem z ciotką i ich znajomym. Mieli grobowe miny.
- Czekaliśmy na ciebie - powiedziała, widząc mnie.
- Musimy porozmawiać, Zoe i to nie będzie przyjemna rozmowa - dołączył się wujek.
- Pamiętasz o tym, że twój ojciec wstąpił do sądu o opiekę nad tobą?
Ciocia próbowała być ostrożna. Zbliżała się do mnie, aby w razie czego móc mnie uspokoić, czułam to. Zerknęłam na nią, a potem raptownie na mężczyznę, który wpatrywał się w moją osobę. Przełknął ślinę, jakby w gardle miał wielką gulę. Ciotka przedstawiała go jako prawnika, ale dlaczego przychodził do nas tak często i wtrącał się w prywatne rozmowy? To nie tak powinno wyglądać.
- Tak - potwierdziłam. - Ale pan to zatrzyma, prawda?
- Słucham? - spytał zmieszany.
- Jest pan po to, aby nam pomóc, tak?
- Jestem tutaj, aby pomóc tobie - odpowiedział pewniej. - Zoe, to ja jestem twoim ojcem.
Zamarłam. Wszystkie cząsteczki w moim ciele unieruchomiły się. Wpatrywałam się w jeden punkt i nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Facet, który udawał kogoś innego, nagle oświadcza, że jest moim ojcem.
- Żarty sobie robicie? To nie możliwe, przecież...
- Zoe, wysłuchaj mnie.
- Jestem twoim ojcem i chce Ci pomóc.
Nie zamierzałam uciekać, nie tym razem. Wzięłam głęboki wdech i usiadłam na wolnym miejscu. Sądząc po minach ich wszystkich, mogłam stwierdzić, że nie takiego zachowania się spodziewali. Cóż ja też nie.
- Pomóc? A gdzie byłeś przez całe moje życie, tato?
- To nie tak, że nie chciałem, abyś była częścią mojego życia. Gdybym wiedział o twoim istnieniu nie wyjechałbym.
- Więc chcesz mi powiedzieć, że zostawiłeś moją matkę? Zostawiłeś nas?
- Nie wiedziałem, że Beth jest w ciąży, uwierz.
- Nie ufam ludziom, których nie znam - parsknęłam. - Co się zmieniło, że tu jesteś?
- Chcę, aby moja córka miała przed sobą przyszłość. Wiem o wszystkim Zoe, wiem o nim i o tym jak was traktował.
Chciał wstać ze swojego miejsca i jak gdyby nigdy nic podejść do zaginionej córki. Mięśnie na jego twarzy spinały się, a kropelki potu zataczały na czole. Był spięty i zdenerwowany. Ale nie obchodziło mnie to.
- Powinieneś użyć czasu teraźniejszego, on dalej nas tak traktuje. Tylko może w nieco inny sposób - warknęłam.
- A ja chce znaleźć z tego wyjście. Wchodzisz w to?
- Mówiłam już, nie ufam Ci.
- Zobaczysz matkę - powiedział dość cicho. - Zobaczysz ją jutro, jeśli mi pomożesz.

***

Na spierzchniętych ustach znalazła się lekko różowa pomadka, a kości policzkowe zostały przykryte różem. Włosy lekko pokręcone, spadały kaskadami na podartą koszulkę, której użyczyła mi Sarah.
- Będziesz wyglądać jak milion dolarów - skomentowała Liz. - Przepięknie.
Siedziałyśmy w jej mieszkaniu szykując się na bal, który tak właściwie miał zakończyć wszystko. Cóż, każdy miał inne pojęcie na znaczenie tego słowa. Dla niektórych rozdział w ich życiu właśnie się otwierał, a dla innych zamykał z drugiej strony. Nie miałam pojęcia, jak on wpłynie na moje życie, ale wiedziałam że wszystko skomplikuje. Poprawka - ja wszystko skomplikuje.
Bałam się tego wieczoru bardziej niż czegokolwiek w swoim życiu, ale musiałam udawać. Musiałam zrobić wszystko by dać mu szczęście na które tak na prawdę zasługuje. A jedynym sposobem była współpraca z człowiekiem, którego oboje nienawidziliśmy.
- Ziemia do Zoe - odezwała się po raz kolejny Liz. - Pomożesz mi w końcu wybrać ten naszyjnik? Nie mam pojęcia, który założyć.
- Krótszy - podsumowałam szybko.
- W sumie...
I znów się odcięłam. Siedziałam wpatrzona w nasze sukienki i z każdą sekundą myślałam o tym, co mam niedługo zrobić. Zamiast cieszyć się tym wszystkim znów przejmowałam się sobą. Idiotka.

*kilka dni wcześniej*
To dziwne uczucie rozsadzało mnie od środka. Brzuch zaciskał się w mocny węzeł i z trudem puszczał. Przed oczami miałam jego, leżącego obok mnie. Z wyrafinowanym uśmiechem na twarzy i błyskiem w oku, którego nie mogłam rozpracować. A potem zjawiał się on - Niall. Rozglądał się dookoła pomieszczenia, a przez jego gardło przechodziła wielka gula, którą z trudem połykał. Chciałam się odezwać, powiedzieć cokolwiek, ale on patrzył na mnie z bólem, którego nie mogłam sobie wyobrazić. Próbowałam wstać, zbliżyć się do niego, ale przeszkadzała mi niewidzialna ściana, która zwężała się z każdym moim oddechem.
Siedziałam w miejscu, którego nie znałam. Piłam ciemną kawę bez mleka, której nie lubiłam i wpatrywałam się w ścianę która powinna być biała. Robiłam coś czego nienawidziłam. A mianowicie wykonywałam czyjeś rozkazy. Nieznajomy mi chłopak kazał mi przyjść do baru, aby omówić szczegóły dotyczące naszej dwójki. Nie chciałam. Jednak on wiedział w jaki sposób mnie przekonać. On znał Nialla.
Było grubo po północy, a w tym miejscu było jeszcze obleśniej niż w jakimkolwiek mi znanym. Kiedy tylko podnosiłam wzrok, nieznajomy facet z naprzeciwka wpatrywał się we mnie i szczerzył jak durny. Był obrzydliwy, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. Po prostu siedziałam i czekałam na idiotę, który zaciągnął mnie do łóżka.
I stało się, drzwi raptownie się otworzyły. Kelnerka zerknęła w ich stronę, a potem uśmiechnęła się pod nosem, dając mi do zrozumienia, że go zna. Wysokiej postury i z uśmiechem na twarzy wszedł do środka. Był ubrany na czarno, jego kurtka była skórzana i wyglądała na drogą. Zbliżał się w moją stronę z kaskiem w jednej dłoni. Nie odrywał wzroku, a potem uśmiechnął się, jak w moich myślach. Bezczelny. 
- Cześć kochanie - jego głos przyprawił mnie o mdłości. Usiadł na przeciwko, kładąc kask obok siebie, a potem położył dłonie na blacie i znów się odezwał. - Chyba nie muszę się przedstawiać.
- Feliks - syknęłam.

*teraźniejszość*
Widziałam jaki był podekscytowany. Jego uśmiech mówił sam za siebie, ale on jeszcze nie wiedział o najgorszym. Cieszył się z tego wszystkiego nie będąc świadomym niczego.
Niall ściskał moją dłoń przez całą drogę do szkoły. Nie odzywał się za dużo, a jego wzrok skupiony był na innych. Nawet Harry wyglądał na normalnego ucznia. Ubrany w smoking dotrzymywał towarzystwa Sarah. Zaś Liam starał się trzymać na dystans i ograniczał się do krótkich spojrzeń rzuconych w moją stronę. Nie dziwiłam się. Także siebie nienawidziłam.
Kiedy wszyscy znaleźliśmy się przed szkołą mogliśmy usłyszeć muzykę, która ulatniała się ze szkolnych murów.
- Więc... - zaczął Styles. - Kończycie szkołę.
- A to ostatni czas na zabawę - uśmiechnęła się Sarah i upiła łyk wódki, którą jej "przyjaciel" przyniósł. Nie do końca wiedzieli na czym stoją, a przynajmniej tak mówili. Byłam bardziej tego zdania, że oboje nie chcieli się do tego przyznać. Do uczucia, które między nimi było.
- Mam nadzieję, że zapamiętacie tą noc do końca życia.
Zbliżaliśmy się do wejścia, ale blondyn w ostatnim momencie zatrzymał się. Chciał się przejść, jakby to wszystko było nie istotne. Szliśmy w ciszy, aż do szkolnego boiska. Pociągnął mnie na środek murawy, a potem lekko się uśmiechnął. Był uroczy.
- To niesamowite - szepnął.
- Co takiego?
- Jestem tu - ścisnął moją dłoń. - Ty tu jesteś...
- Jesteśmy razem.
Swoje ręce zarzuciłam na jego ramiona. On zaś przyciągnął mnie bliżej siebie. Staliśmy i wpatrywaliśmy się w swoje oczy na szkolnej murawie. Wszystkie światła były zwrócone na naszą dwójkę, a świat przez chwilę się zatrzymał. I to tylko ze względu na nas. Jakby chciał dać nam czas, którego mieliśmy coraz mniej.
- Kocham Cię - powiedziałam drżącym głosem, a pojedyncza łza spłynęła po policzku.
- Więc dlaczego płaczesz?
- Bo wiem, że możesz powiedzieć to samo - uśmiechnęłam się. - Możesz wyznać mi to co czujesz, a ja będę pewna, że jest to najsilniejsze uczucie jakiego kiedykolwiek doznałam od drugiej osoby.
Jego usta zetknęły się z moimi. Nie pocałował mnie namiętnie, ale zrobił to z czułością. I właśnie za to go kochałam.

*kilka dni wcześniej*
- Jeśli masz na myśli Feliksa, który nie przepada za Niallem, to tak. Jestem właśnie nim.
Nie odrywał ode mnie wzorku, ani śnił. Szczerzył się sam do siebie, a jego dłonie spokojnie leżały na przeciwko moich. Zachowywał się, jak normalnie człowiek by się zachowywał. Tyle, że to nie była zwykła sytuacja. On czegoś ode mnie chciał, a ja w głębi duszy miałam wrażenie, że to zniszczy mi życie.
- To jakiś pieprzony żart.
Przeczesałam włosy i odchyliłam się do tyłu, zamykając oczy. Musiałam się uspokoić i nie zwariować przez kolejne kilka minut naszej rozmowy.
- Nie żart - zaśmiał się. - Tylko mały kompromis.
- Specjalnie zaciągnąłeś mnie do tego pieprzonego łóżka?
Próbowałam się nie wściekać, ale to pytanie było przesiąknięte złością.
- Jest coś pomiędzy tobą a Niallem, jesteś śliczna, a w dodatku łatwa, więc dlaczego miałbym nie skorzystać z okazji?
Nie kontrolowałam tego, nie potrafiłam zapanować nad emocjami. Moja ręka rozpędziła się zbyt szybko, a on prawie dostał w twarz. Tylko zbyt szybko to raczej za wolno, jak dla niego. Jego dłoń trzymała mój nadgarstek, a twarz miał poważną i rozzłoszczoną. Uśmiech zniknął i w końcu mogłam zobaczyć jego prawdziwą twarz.
- Nigdy więcej tego nie rób - wysyczał. - Nigdy.
- Bo co? Nie będziesz mówił mi, co mam robić.
Znów znalazł się w tej samej pozycji, a wzrok przemieścił na moje zmęczone oczy.
- Mogę się założyć, że zrobisz wszystko o co tylko poproszę, kochanie.

*teraźniejszość* 
- Zatańczysz? - spytał z uśmiechem.
- Jasne.
Wolna muzyka, a dookoła nas pełno uśmiechniętych par. Jedni tulili się do siebie na parkiecie, a inni wpatrywali się w swoje oczy i za pewne wyznawali sobie miłość. Z nami było inaczej. Oboje byliśmy zamyśleni. Tylko pewnie każde z nas myślało zupełnie o czym innym.
Jego dłoń ułożona była na moich plecach, a druga lekko ściskała moją dłoń. Można było wyczuć zdenerwowanie, które mu towarzyszyło. Nie przeszkadzało mi to. On był tylko sobą.


*kilka dni wcześniej*
To nie było kilka minut, tylko godzina bezsensownego siedzenia i patrzenia, jak koleś o imieniu Feliks flirtuje z kelnerką. Nie widziałam większego dupka, niż on sam. Kazał mi zostać i czekać, aż najdzie go ochota aby wytłumaczyć mi wszystko, czego chciał ode mnie. Był zbyt pewny siebie, a jego wcześniejsze słowa się sprawdziły. Dał mi argument dla którego zrobię wszystko, co tylko zechce.
Trzymałam w dłoni drugi kubek kawy, której akurat potrzebowałam. Przekręcałam dookoła dłoni i wpatrywałam się w czarną plamę w której odbijał się kontur mojej twarzy. Nie było nic gorszego, jak patrzeć na siebie z pogardą.
- Trzymaj.
Spojrzałam w górę. Chłopak trzymał dwa talerze z naleśnikami, a jeden postawił na przeciwko mnie. Jeśli twierdził, że mam ochotę na jedzenie w takiej chwili to się grubo mylił. Posadził swój tyłek na siedzeniu i zaczął przeżuwać.
- Powiesz mi do cholery o co chodzi?
- Chyba po to tu jesteśmy - prychnął. - Zacznijmy od tego, że oboje wiemy o czymś, co według ciebie nie powinno się zdarzyć. Możemy zachować to w tajemnicy, jeśli tylko chcesz.
Serce przyśpieszało mi z każdą minutą przebywania z tym dupkiem. Wystarczyło, że siedział na przeciwko i gapił się tymi swoimi pięknymi oczkami. Irytujący.
- Gdzie jest haczyk?
- Nie ma - wzruszył ramionami. - Zrobisz coś dla mnie, a ja zapomnę o tym, jak jęczałaś moje imię w łóżku. Nikt się nie dowie i będzie po sprawie.
- Wspominałam jakim idiotą jesteś Feliks? - wysyczałam.
- Żadna nowość, kochanie.
- Więc mów, abym mogła w końcu opuścić to miejsce i nie musieć więcej na ciebie patrzeć.
- Pyskata z ciebie dziewczyna - zaśmiał się. - Ale już tłumaczę, co będziesz musiała dla mnie zrobić. To nie będzie trudne.

*teraźniejszość*
Szykowałam się na pewną katastrofę. Nie miałam opcji C, aby wyjść z tego wszystkiego cało. Spieprzyłam po całości i nie mogłam nic więcej zrobić.
Czekałam na jedną wiadomość, której adresatem miał być Feliks. Miał podać miejsce w którym, jak powiedział "wszystko się rozstrzygnie". Miał chore ambicje, które chciał zaspokoić mieszając w to Nialla. Jednak jak obiecał, po tym, zostawi go w spokoju.
- Zoe!
Zayn, ubrany w czarny garnitur, podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy. Próbowałam zrobić to samo, a raczej trochę poudawać.
- Jak się bawisz? - spytałam, trzymając swoje dłonie w uścisku. To mnie uspokajało, a przynajmniej takie miałam wrażenie.
- Super, na prawdę super - potwierdził. - Louis zresztą też, to niesamowity wieczór.
- Lubisz go - stwierdziłam. - Na prawdę Ci na nim zależy.
- Jasne, że tak - uśmiechnął się. - Zależy mi na nim, ale zależy mi też na tobie i nigdy o tym nie zapomnij.
- Dzięki.
Mimo wszystko wciąż się przyjaźniliśmy, a nasze więzi były zbyt silne, aby cokolwiek mogło je przerwać. Może jako parze nam nie wyszło, ale jako przyjaciele dawaliśmy radę. Chyba.
- A teraz powiedz, co się dzieje?
- Co? - spytałam zmieszana. - Co ma się dziać?
- Daj spokój, znam cię nie od dziś. Widzę.
Wibrujący telefon dał o sobie znać. To był Feliks. Odsunęłam się od Zayna i skłamałam, znowu. Skierowałam się na zewnątrz, gdzie nie było prawie nikogo. Usiadłam na krawężniku szkolnego parkingu i odczytałam wiadomość. Podał miejsce, gdzie mają się spotkać.
Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, ale nie miałam na to czasu. Nie mogłam tak po prostu siedzieć i beczeć, bo popełniłam błąd. Wstałam, otrzepałam sukienkę i ruszyłam przed siebie. Musiałam znaleźć Nialla i przekazać mu wiadomość od Feliksa. Tylko tyle mogłam zrobić i zapobiec temu wszystkiemu. Tylko, że cholernie źle się z tym czułam.
Znalazłam Nialla pośród jego znajomych, stał obok Liama i śmiał się. Wyglądał na szczęśliwego. Stukot moich obcasów zwrócił jego uwagę i gestem ręki zaprosił mnie do rozmowy. Uśmiechnęłam się, kryjąc swój strach. Złapałam go za ciepłą dłoń i lekko ścisnęłam. To on dodawał mi otuchy.
- Możemy wyjść na zewnątrz?
Miałam wrażenie, że mój głos drży, ale sądząc po jego minie nic takiego nie miało miejsca. A może on po prostu nie zwracał na to uwagi? Szłam przodem, dosłownie ciągnąc go za dłoń i mając w oczach łzy. Powtarzałam sobie w głowie, że zaraz wszystko się skończy. Trzymałam się za słowo, ale nawet ja wiedziałam, że to tylko jedno z wielu kłamstw.
- Zaczekaj - usłyszałam jego rozbawiony głos. - Dokąd idziemy?
- Pojedziesz gdzieś ze mną - powiedziałam cicho. - Ktoś... ktoś chce cię zobaczyć.
Zmarszczył brwi i zerknął na w bok, gdzie podjechało czarne auto.
- Nie możemy tego przełożyć? - spytał spokojnie. - Jest bal Zoe.
Chciałam otworzyć usta i zacząć mu wszystko tłumaczyć. Tak jak ustaliłam wcześniej z Feliksem. Ale ktoś mi na to nie pozwolił. Drzwi od czarnego auta otworzyły się, a nasze wzroki utkwiły w miejscu z którego wysiadał dobrze znany nam chłopak. Serce z każdą sekundą podchodziło mi pod gardło.
- Niall James Horan - potężny głos zakomunikował swoje przybycie. Ubrany na ciemno zbliżał się w naszą stronę z cholerną pewnością siebie. - Wybieracie się gdzieś, gołąbeczki?
- Nie twój interes, Feliks - warknął Niall. Nie spodziewał się jego tutaj, zresztą ja także. Inaczej się umawialiśmy.
- Ja? Nie, drogi przyjacielu - prychnął. - To raczej ty powinieneś być już w drodze.
Oboje spojrzeli na mnie, a ja szukałam pomocy tam gdzie nie mogłam jej dostać. Rozglądałam się dookoła i czekając na cud, którego nie było. Tak na prawdę bałam się cokolwiek powiedzieć.

*** 

Nigdy wcześniej moje dłonie nie drżały z taką prędkością. Nigdy wcześniej nie panikowałam, jak w minionej chwili. Nigdy wcześniej nie martwiłam się o drugą osobę tak jak o Nialla. Siedząc na fotelu pasażera patrzyłam tylko na czarną drogę.Wycieraczki co chwilę czyściły szybę z kropel deszczu, a niebo z każdą minutą wydawało się być coraz bardziej czarne. Chociaż to było nie możliwe.
Siedzący obok Liam nie odezwał się ani słowem. Milczał, a w środku wrzał. Wydawał się być wkurzony. Na mnie. Na wszystko dookoła.
Kolejny miniony znak drogowy, a z moich ust wydobyło się ciche westchnienie. Nie miałam pojęcia dokąd jedziemy, ani ile jeszcze potrwa ta przeklęta droga. Chciałam, aby to wszystko skończyło się jak najszybciej. Chciałabym...
- Uważaj!
Liam zjechał na pobocze. Widziałam, jak jego dłonie drżały i ledwo utrzymywały się na kierownicy. Tracił panowanie, ale nie tylko on.
- Nic mi nie jest - wysyczał w moją stronę. - Już blisko.
- Po prostu...
Ruszył. Wyprzedzał kolejne samochody i nie czekał na to, co mam do powiedzenia. Nie dbał o nic. Nawet o to, czy po drodze nas zabije. Licznik wzrastał, ale naszą dwójkę akurat to obchodziło najmniej.
Minęło kilka minut zanim Liam zatrzymał się z piskiem opon. Przed nami rozciągał się wielki plac, gdzie widownia była trzy razy większa niż na poprzednim wyścigu. Każdy z moknących ludzi nie różnił się od siebie niczym. Byli ubrani na czarno, jak z jakiejś sekty.
Biała kreska na środku czarnego placu informowała o starcie. Stały tam już dwa motory, ale bez ich właścicieli. Wysiadłam z auta starając się nie przytrzasnąć ciemno różowej kreacji. Wyglądałam jak dziwoląg wkraczający do cyrku. Ludzie gapili się na mnie, a potem zerkali na chłopaka w garniturze.
Słyszałam głosy, które wyrażały się dość niestosownie. Jedni mówili o mnie, a inni o porażce dzisiejszego dnia. To drugie przeraziło mnie bardziej.
Zaczęłam iść w stronę największej grupki ludzi, oczekując na odpowiedź. Zbliżałam się do tłumu, kiedy wokół zrobiło się jasno. Miejsce w którym przebywaliśmy zaczęło przypominać szkolną murawę. Chociaż zamiast trawy był czarny asfalt. Latarnie rozbłyskały dookoła i oświetlały coś, czego nie do końca rozumiałam. Budynek na którym był zjazd w dół. Kierowcy siedzieli odwróceni do nas tyłem, ale rozpoznałam jednego z nich. Stara kurtka mówiła sama za siebie.
- Niall.
Rozbrzmiał się głos, który zapowiedział wyścig. Przepychałam się między ludźmi, biegłam w stronę budynku i chciałam... Powiedzieć tylko, że go kocham. Przeprosić za wszystko, co zrobiłam. I dać mu bezpieczeństwo, którego sam mi użyczał.
- Cztery! - krzyczeli ludzie. - Trzy!
Zatrzymałam się.
- Dwa!
Nie odwrócił się. Stał w bezruchu.
- Jeden!
Patrzyłam jak odjeżdża.
Z głośników zaczęła grać muzyka, światła zgasły, a ludzie zaczęli się bawić. Jakby byli na najlepszej imprezie swojego życia. I wtedy wszystko ode mnie odeszło. Nikt na mnie nie patrzył, ani nie oceniał. Byłam tylko ja i się nie liczyłam.
Chciałam się stąd wydostać. Przejść do pustego miejsca i móc się wykrzyczeć. Pragnęłam, aby emocje wyszły z mojego ciała i mogły się uwolnić.
Krople deszczu spływały po moim ciele, a sama stawałam się być coraz bardziej mokra. Nie dbałam o to. To było bez znaczenia.
- Łap!
Miękki materiał odbił się od mojej twarzy, a potem zsunął na dłonie. Liam nie miał już na sobie białej koszuli. Zamiast tego na jego ciało narzucona była szara bluza, którą także podarował mi.
- Dlaczego? - spytałam.
- To może potrwać - wzruszył ramionami. - A poza tym wydajesz się być tu najlepszą towarzyszką.
- Nawet ja nie chciałabym przebywać ze sobą, a co dopiero ty... Nienawidzisz mnie.
Otworzył usta i chciał coś powiedzieć po czym rozejrzał się dookoła i odparł.
- To zbyt mocne słowa - wypuścił powietrze. - Po prostu niezbyt szybko nawiązuje nowe przyjaźnie.
- W porządku - przytaknęłam.
Jego bluza nie pachniała perfumami Liama. Ona miała zapach Nialla. Po nałożeniu jej i zamknięciu oczu miałam wrażenie, że stoi obok i uśmiecha się w ten uroczy sposób. Narzuciłam na wilgotne włosy kaptur, który zakrył mi połowę widoku na wysoką posturę Liama. Krążył w kółko, spoglądając co chwilę na mnie. Jakby chciał nawiązać konwersację, ale z drugiej strony bał się zrobić to właśnie ze mną.
- On jest... zdolny - usłyszałam po chwili. - Nie chce cię pocieszać, ani nic...
- Jasne - przytaknęłam. - Niall sobie poradzi, cokolwiek Feniks szykuje.
Mam nadzieję.